20-letni łodzianin jest jedną z większych nadziei polskiego pływania, także na olimpijskie medale. W tym roku Kraska nie dostał szansy na olimpijski debiut, bo igrzyska w Japonii zostały przesunięte o 12 miesięcy. Dla pływaka AZS Łódź to szansa, by jeszcze lepiej przygotować się do olimpijskich zmagań i zdobyć kolejne doświadczenie.
W obecnym sezonie, zakłóconym przez pandemię koronawirusa, Kraska wystąpił tylko w jednych zawodach – pod koniec lipca w czwórmeczu międzypaństwowym rozegranym na otwartym basenie na Wyspie Świętej Małgorzaty w Budapeszcie. Łodzianin rywalizował z pływakami z Austrii, Czech i Węgier. Podopieczny trenera Macieja Hampla wygrał rywalizację na 50 i 100 metrów stylem dowolnym, ustanawiając dwa rekordy życiowe. Szczególnie ten na dłuższym dystansie był bardzo wartościowy – wynik 48,57 s jest czwartym w historii polskiego pływania, a do 11-letniego rekordu Polski Konrada Czerniaka brakuje już tylko 0,35 s. W mieszanej sztafecie 4x100 m stylem dowolnym Kuba Kraska uzyskał wynik 47,95 s – również najlepszy w swojej karierze.
W klinice Rehasport pływak przeszedł szeroki zakres badań laboratoryjnych, badania kardiologiczne z konsultacją kardiologiczną, ocenę ortopedyczną wraz z formularzem oceny barku, pełną ocenę biomechaniczną składającą się z oceny podstawowych wzorców ruchowych, ocenę strategii posturalnej, ocenę parametrów siłowych i wytrzymałościowych mięśni stawu barkowego i kolanowego, analizę strukturalną składu ciała, ocenę poziomu czucia głębokiego kończyny górnej za pomocą priopriometru, ocenę mocy kończyn dolnych oraz określenie maksymalnego ciężaru (1RM) dla wzorca przysiadu i wypchnięcia sztangi na ławeczce płaskiej.
Czy to dla Pana lepiej, że igrzyska w Tokio zostały o rok przesunięte?
- Myślę, że tak, bo mam dopiero 20 lat, jestem młody i dopiero wchodzę w najlepszy wiek dla pływaka. Dostałem dwanaście miesięcy więcej na przygotowania i zaskoczenie rywali.
Forma, którą pokazał Pan w Budapeszcie, dałaby miejsce w final A na 100 metrów stylem dowolnym?
- Specjalnie do sprawdzałem, osiem lat i cztery lata temu finał A dawał czas na poziomie 48,30-48,35 sekundy. Czyli o dwie dziesiąte lepiej od mojej życiówki. Jest więc szansa. Powiem jednak szczerze, że ewentualny wyjazd na igrzyska to dla mnie nie plan minimum, czyli samo pokazanie się, ale od razu chciałbym mierzyć wysoko. Sam finał A to jedynie podstawa.
Patrząc na przeskok, jaki zrobił pan w tym roku, czyli poprawienie życiowego czasu o ponad pół sekundy, można być chyba optymistą?
- Miałem długą przygodę z rekordem życiowym na poziomie 49 sekund, nie mogłem tej bariery złamać. A gdy złamałem, to znacznie, o pół sekundy. Potrzebowałem tego, czuję, że głowa się odblokowała. Zawsze miałem chęci do treningu, ale po tym Budapeszcie coś mnie wręcz przyciąga do pójścia na zajęcia. Mocno w to wierzę, że wiele mogę jeszcze zrobić.
Była chwila niedowierzania na Węgrzech, gdy zobaczył pan ten wynik?
- Tak, na pewno. Mamy jednak czas pandemii, gdy nikt nie myśli o życiówkach. Ja jednak zawsze mam to w głowie, by próbować poprawiać najlepsze swoje wyniki. Nie spodziewałem się jednak tego, że uzyskam wynik wypełniający minimum olimpijskie. Było więc zaskoczenie, ale pozytywne.
Do rekordu Polski Konrada Czerniaka brakuje jeszcze 0,35 sekundy. Pobicie tego wyniku to następny cel?
- Skłamałbym, gdybym powiedział dokładnie, ile to jest dokładnie. Rekord Konrada to 48,20 i coś tam. Taki wynik daje finał olimpijski, więc mnie on interesuje, bo chciałbym upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Czyli pobić swój pierwszy rekord Polski i płynąć w finale olimpijskim.
Ma pan 20 lat, więc realnie patrząc, jest szansa na występ na co najmniej trzech igrzyskach. Często pierwszy start w młodym wieku traktowany jest jako przetarcie z tą największą sportową imprezą, a dopiero później walczy się o medale. Pan myśli podobnie, czy jednak sądzi, że już w Tokio może powalczyć o coś więcej niż start w finale?
- Ciężko powiedzieć, bo igrzyska olimpijskie to zupełnie inna bajka i one mają swoje prawa. Każdy sportowiec to wie. Czasy dające olimpijskie złoto na basenie bardzo często nie dają nawet medalu na mistrzostwach świata rok wcześniej czy rok później. Niczego nie wykluczam. Mówiąc, że nie mam szans na medal w Tokio, zamykając sobie mentalnie furtkę, byłbym głupi. Zostawiam więc drzwi otwarte, dla mnie planem minimum jest finał olimpijski, ale będę gotowy też na medal.
Pana przygotowania do sezonu zimowego, o ile ten się odbędzie, przebiegać będą sprawnie?
- Myślę, że tak. Weszliśmy w sezon tygodniowym pobytem w Spale, trenujemy normalnie, dwa razy dziennie. Nie odczuwam tej pandemii, nie odwołują nam na razie zawody, Mistrzostwa Polski w grudniu mają się odbyć. I będą kwalifikacją do Mistrzostw Europy. Pod te zawody układamy plan treningowy.
Nastawia się pan wyłącznie na rywalizację na 100 metrów stylem dowolnym, czy może sprint albo walka w innym stylu też wchodzi w grę?
- Chcę pływać 50 i 100 metrów kraulem, a na krótkim basenie także 200 metrów, bo tam jednak pływa się lżej niż na długim basenie i ten dystans też dobrze pływałem. A drugi styl? Trudno powiedzieć, bo jestem pływakiem wszechstronnym i dobrze radzę sobie też w tylu motylkowym i grzbietowym. Jedynie klasyczny mi nie odpowiada. Mój trener mówi, że są pływacy i żabkarze, a ja żabkarzem się nie urodziłem. Pływałem już grzbietem i delfinem w finałach Mistrzostw Polski seniorów, a świeżość stylowa jest wskazana, bo czasem pozwala bardzo dobrze popłynąć w stylu, którego nie trenujemy. Ja pod żaden inny styl nie trenuję, skupiam się na kraulu, ale może popłynę gdzieś motylkiem.
Niemal cały dzień trwały różne badania w klinice Rehasport. Co one mają panu dać?
- Chcemy zobaczyć z trenerem, jakie są moje słabsze strony, podejść do treningu jeszcze bardziej profesjonalnie niż dotychczas. To nie tak, że my nie traktowaliśmy treningów i przygotowań profesjonalnie, bo traktowaliśmy, one były złożone z wielu cykli. Teraz chcemy wejść na inny poziom, na który w Polsce może nikt jeszcze dotąd nie wszedł. Cieszę się na tę współpracę z Rehasport, bo może mi ona wiele dać, wiele mnie nauczyć i otworzyć nowe drzwi do poprawiania najsłabszych stron. Jest takie przysłowie: jesteś tak mocny, jak twoje najsłabsze ogniwo. A ja chcę, by najsłabsze ogniwo było na tyle silne, by nie przeszkadzało mi w osiąganiu celów, które sobie założyłem.
Rozmawiał Andrzej Grupa