– Czy mam tremę? Nie, nie mam, ale powód jest chyba inny. Od wielu lat myślałem, że takim sportowym spełnieniem dla reprezentacyjnego fizjoterapeuty jest mieć zawodników pod swoją opieką w trakcie mistrzostw świata lub igrzysk olimpijskich. Wszystko fajnie, ale w poniedziałek urodziło mi się dziecko, a gdy w środę wyjeżdżałem do Warszawy na olimpijskie ślubowanie przed wylotem do Korei, opuściłem dom, w którym została dwójka małych dzieci. I nie potrafię się tak bardzo cieszyć, gdy dodatkowo w szpitalu zostawiłem jeszcze żonę i trzecie dziecko – mówi Łukasz Jaworski.
Od igrzysk do igrzysk
Na szczęście jednak rozłąka z rodziną nie będzie trwała zbyt długo, a w Pjongczangu Łukasza czeka sporo pracy. O stronę sportową sześcioosobowej reprezentacji Polski dba trener Marek Skowroński, a w przygotowaniach pomaga mu oczywiście Łukasz Jaworski, który swoją przygodę z reprezentacją saneczkarzy rozpoczął niedługo po poprzednich igrzyskach w Soczi, od mistrzostw świata w łotewskiej Siguldzie. – Nasza drużyna to trener, który potrafi załatwić tysiąc rzeczy, ja i sześcioro zawodników. Trener potrafi miskę do sanek wylać u siebie w domu i je przygotować. Kadra w Korei to dwie panie i czterech panów. Wszystkim pomagam, kto potrzebuje terapii, ten wpisuje się w mój kalendarz. A rozgrzewki? Nie, nie prowadzę ich. Każdy ma swój sposób, który już od dawna stosuje. W trakcie treningów czekam zwykle na którymś wirażu, z kamerą, a materiał służy później do analizy – mówi Łukasz Jaworski.
Jeśli reprezentacja Polski zdobędzie w koreańskich igrzyskach medal czy medale, to raczej nie w saneczkarstwie. Polacy nie są w tej dyscyplinie tak mocni jak w skokach narciarskich czy łyżwiarstwie szybkim. Trudno też o niespodziankę jak w narciarstwie klasycznym czy biathlonie. – Nasze marzenia sięgają dwóch miejsc w czołowej ósemce: w sztafecie i dwójkach, którą stać było na szóstą lokatę w pierwszych ślizgach w Pucharze Świata. W sztafecie to już w ogóle lokata w naszym zasięgu, jak nie zajmiemy jej, poczujemy zawód. Jest nawet szansa na coś więcej, choć będzie o to ciężko – mówi Łukasz Jaworski.
Igrzyska Olimpijskie – tylko sześć ślizgów
Skład reprezentacji Polski tworzą: Ewa Kuls-Kusyk i Natalia Wojtuściszyn, które wystąpią w kobiecych jedynkach, męscy jedynkarze Maciej Kurowski i Mateusz Sochowicz oraz dwójkowy duet Wojciech Chmielewski – Jakub Kowalewski. Sztafetę stworzy jedna z pań, jeden z panów z jedynek oraz męska dwójka. Ich rywalizacja, w czwartek 15 lutego, zamknie zmagania saneczkarzy w Pjongczangu.
O odpowiednie przygotowanie się do zawodów też nie jest łatwo. Każdy z zawodników, choć do Korei przybył co najmniej 6-7 dni przed zawodami, ma prawo tylko do sześciu treningowych ślizgów. A przygotować się nie jest łatwo, zwłaszcza, że mróz sięga 25 stopni Celsjusza. – W czasie tych treningowych ślizgów trzeba znaleźć odpowiednią linię zjazdu. Kto ją znajdzie, będzie mu łatwiej w zawodach – mówi Łukasz Jaworski. Fizjoterapeuta Rehasport weźmie też udział w ceremonii otwarcia igrzysk, która nastąpi w piątek 9 lutego. Nie wszystkim będzie to dane – następnego dnia Maciej Kurowski i Mateusz Sochowicz mają pierwsze dwa ślizgi z jedynkach, więc dobę przed startem raczej będą odpoczywać w wiosce olimpijskiej.
Igrzyska Olimpijskie w Pjongczangu potrwają do niedzieli 25 lutego.